12 września 2018 roku europarlamentarzyści opowiedzieli się za budzącym ogromne kontrowersje projektem dyrektywy ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, który potocznie nazywany jest #ACTA2. Udało mi się zaprosić do rozmowy śląskiego europosła Dobromira Sośnierza. Oto co miał do powiedzenia w sprawie tej dyrektywy.
Skąd ten szum wokół tej dyrektywy? I dlaczego głosował Pan przeciw?
Szum wynika z tego, że dyrektywa reguluje sprawy, które dotyczą wszystkich i które ludzie jako-tako rozumieją. Sam fakt, że prawo znowu jest zmieniane i że rządy chcą regulować kolejny obszar życia powinien nas zawsze martwić. W dodatku ta zmiana powoduje ingerencję tam, gdzie ludzie ewidentnie jej nie chcą — w wielu sprawach ludzie pogodzili się z obecnością państwa, ale w internecie ciągle jeszcze przywiązani są do wolności i nie chcą tam wpuszczać urzędników. Co mnie bardzo cieszy i dlatego ja głosowałem przeciwko.
Mówi Pan, że wszelkie regulacje są złe. Dlaczego?
Nie wszelkie, ale większość. Każda zmiana prawa dotyczącego codziennego życia milionów ludzi powoduje zamieszanie — i już samo to jest ważnym powodem, żeby takich zmian unikać, jeśli nie są absolutnie konieczne. A politycy często próbują niestety naprawiać coś, co nie jest zepsute. Zmiana powoduje niepewność prawa i sama w sobie jest problemem. Dlatego każde nowe prawo trzeba bardzo dobrze uzasadnić. Z zasady powinniśmy być przeciw CHYBA ŻE ktoś nam wykaże, że ta zmiana jest niezbędna i dobra. Jednego dnia wędzisz sobie kiełbasę na podwórku, a drugiego okazuje się, że państwo zmusza Cię do zakupienia certyfikowanej wędzarni, osłon dymnych i uzyskania licencji. Natychmiast zmienia to reguły gry i albo twój interes przestaje się opłacać, albo musisz brnąć w nowe przepisy i próbować się w tym połapać. Tak było z RODO — zwolennicy użalają się do dziś, że ludzie nie rozumieją nowego prawa, że źle je interpretują, że panikują. Ale to normalne, że ludzie nie mają czasu czytać rozwlekłych ustaw, że nie rozumieją tego bełkotliwego języka, że wolą dmuchać na zimne niż ryzykować idące w tysiące kary. To wina ustawodawcy, że ciągle podważa pewność prawa w swoim kraju. I to trzeba umieć przewidzieć — że się skończy tym, że będzie tylko więcej klikania przy zamykaniu kolejnych komunikatów na każdej stronie WWW, że będą kłopoty w kolejce do lekarza... Tak samo tutaj — operatorzy portali nie będą nadstawiać głowy w interesie wolności użytkowników. Jeśli zrzucimy na nich większą odpowiedzialność za to co użytkownicy u nich zamieszczają — a w tym kierunku ta dyrektywa zmierza — to po prostu portale będą im tę swobodę ograniczać, żeby nie narażać się na problemy.
Co dalej? Czy ta dyrektywa będzie jeszcze raz głosowana?
Tak, dyrektywa została odesłana do uzgodnień pomiędzy Komisją, Radą a Parlamentem i po uzgodnieniu wspólnej wersji zostanie przedstawiona jeszcze raz Parlamentowi. Zapewne zimą.
Czy jest w ogóle możliwe, że następny parlament wstrzyma w jakiś sposób wdrożenie #ACTA2?
Wszystko jest możliwe, jeśli jest taka wola polityczna. Implementacja dyrektywy na pewno trochę potrwa, a nawet jeśli się zakończy zanim nowy parlament zajmie się tą sprawą, to zawsze można uchwalić dyrektywę przeciwną. W wielu krajach zanosi się na przesilenie — Niemcy, Szwecja, Włochy, Węgry, Austria: w wielu krajach eurosceptycy rosną w siłę. Ale patrząc realistycznie — to taki scenariusz ratowania internetu jest raczej mało prawdopodobny. Przede wszystkim Parlament nie ma własnej inicjatywy legislacyjnej, więcej zależy od Komisji, która nie jest organem wybieralnym. Poza tym nie można polegać na przyszłym układzie sił, a radykalna zmiana jest zawsze trudniejsza niż odrzucenie dyrektywy, póki jest tylko projektem. Jest jeszcze szansa i trzeba robić wszystko, żeby zatrzymać to teraz.
Gdzie będzie można w najbliższym czasie porozmawiać z Panem o szczegółach tej dyrektywy?
W piątek 21 września o godzinie 19:00 zapraszam do Centrum Wolności w Katowicach ul. Stawowa 7/4. Opowiem w szczegółach #ACTA2, liczę na dobrą frekwencję i ciekawe pytania.