Lockdown to tak, jakby „chcąc wyciąć guza nowotworowego z brzucha, przy okazji uciąć dwie nogi”
22 marca 2021 r. | 07:00

Lockdown to tak, jakby „chcąc wyciąć guza nowotworowego z brzucha, przy okazji uciąć dwie nogi” - powiedział prof. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Minister Niedzielski w środę znów zamknął prawie wszystko, najmłodszym dzieciom z klas I-III zabrał możliwość kontaktu z innymi dziećmi i wciąż nas straszy wprowadzeniem niezgodnego z Konstytucją zakazu przemieszczania się na święta, odbierając możliwość spotkań rodzinnych i przeżywania świąt.

Jednak nie zgadza się z tym prof. Kuchar - "Trzeba szukać rozwiązań lepszych niż lockdown, zdecydowanie bardziej celowanych". Wg profesora, rząd wprowadza lockdown w akcie desperacji, a nie dla dobra Polaków.

"Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, a my wchodzimy trzeci raz. Moim zdaniem nie tędy droga. Trzeba te działania jeszcze raz przemyśleć. Jaki sens ma bowiem np. zamknięcie muzeów? Czy wiadomo, że ktoś tam się zakaził? Mamy jakieś dane w tym zakresie? Walka z epidemią musi być celowana podobnie jak z pożarem. Widzimy już bardzo wyraźne, że tak proste instrumenty jak lockdown po prostu nie działają tak, jakbyśmy chcieli. Musimy identyfikować realne miejsca transmisji i w nich starać się zatrzymać szerzenie koronawirusa. Złym sposobem jest zamykanie wszystkiego, bo to zła, kosztowna i co najważniejsze nieskuteczna metoda".

Profesor uważa, że lockdown jest nieskuteczny, gdy jest społecznie nieakceptowalny, a ograniczenia będą skuteczne, jeśli ludzie będą ich przestrzegać. A nie ma możliwości kontrolowania wszystkich.

Gdyby lockdown działał tak, jak tego chce rząd, to na jesień zachorowania spadłyby do maksymalnie kilkuset dziennie - "Czy tak się stało? Nie, ponieważ nadal nie wiemy dokładnie, gdzie do tych zakażeń dochodzi. Zamykając wszystko w nadziei, że jakoś to będzie, się tego nie dowiemy" – powiedział prof. Kuchar.

Także uważa, że nie ma sensu wzorować sie na innych krajach "bo ktoś tak robi". "Każdy kraj ma swoją specyfikę. Każde środowisko lokalne ma swoje indywidualne warunki. Jak można wprowadzać te same restrykcje w Warszawie i na wsi na Mazurach? Jak można w ten sam sposób traktować hotel na 3000 osób i agroturystykę dla jednej – dwóch rodzin? Zamykamy jedno i drugie tylko po to, aby było sprawiedliwie? Proste narzędzie jest łatwe do zastosowania, ale wcale nie jest najlepsze" – powiedział.

Za przykład podał swój szpital, gdzie zgodnie z przepisami zamknięto przestronną jadalnię. Jaki był tego skutek? Wszyscy pracownicy spożywają posiłki w ciasnych i niewentylowanych pomieszczeniach gospodarczych, co zdecydowanie pogorszyło sytuację epidemiczną. "Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Czy nie można było tego lepiej rozwiązać?" – zapytał.

"W moim przekonaniu lockdown to pójście po linii najmniejszego oporu. Aby wyciąć guza trzeba działać niezwykle precyzyjnie, maksymalnie oszczędzać zdrowe tkanki, a nie uciąć obie kończyny" – dodał.

Źródło: forsal, czyztak.pl